Dziś troszkę z pielęgnacji. Przedstawiam Wam kosmetyk, który mogę nazwać "przeciętniakiem", czyli Mint Julep Masque z Queen Helen.
Może kilka słów od producenta ---> KLIK
Produkt raczej dość znany i przez wielu polecany (przede wszystkim, przeznaczony dla osób z trądzikiem i przetłuszczającą się cerą, ja posiadam cerę mieszaną). Osobiście byłam bardzo pozytywnie do niego nastawiona i już pierwszego dnia, jak do mnie przyszedł, sprawdziłam jego "moce". Umyłam swoją twarz, nałożyłam maseczkę i czekałam ;) Starałam się przykryć nią nos wraz z zaczerwienionymi okolicami, czoło i brodę. Nie nakładałam go na policzki, które są w bardzo dobrej formie, po prostu, nie ma sensu jakoś ich obciążać zbędnymi produktami.
Producent poleca przytrzymać ją na twarzy około 15-20 minut. Tak właśnie zrobiłam. Już po 3 minutach czułam działanie mięty, w pierwszej chwili, przerażając się. Efekt ściągnięcia skóry był dość duży, tak samo jak zmrożenie jej, a maseczka zastygała, powoli wykruszając się z twarzy. Mimo to, zostawiłam ją przez tyle, ile jest polecane. Aplikacja jej była bardzo przyjemna, rozprowadza się genialnie, jest bardzo gładka oraz gęsta. Nie musimy nakładać zbyt grubej warstwy, a nie polecam nakładać warstwy cienkiej, bo według mnie, nie osiągniemy pożądanego efektu. Zmywała się równie dobrze, jak nakładała. Potrzebujemy wyłącznie ciepłej wody i swoich paluszków ;) Po zmyciu tego produktu, twarz osuszyłam ręcznikiem. Moje pierwsze wrażenie... już nie wspominając o pięknym zapachu, w którym się zakochałam (miętowy - który kojarzy mi się z miętowymi lodami i wakacjami, ahh..) skóra w okolicach nosa była mniej zaczerwieniona niż zwykle, za co przyznaję tej masce duzego plusa. Oprócz tego twarz była odświeżona i wyglądała naturalniej. Co okazało się później, kiedy użyłam jej kilka razy, że sprawia jedynie to... nie zapobiega powstawaniu nowych "niespodzianek", a te które występują na mojej twarzy, łagodzi w minimalnym stopniu... sprawia, że cera wokół nich nie jest zaczerwieniona.
Skóra po niej nie była i nie jest przesuszona, w żaden sposób.
Zakupiłam ją na Allegro (tam jest ogólnie dostępna) za około 20 zł.
Ogólnie rzecz biorąc, jest przeciętna. Oczywiście kocham ją za zapach, kolor, konsystencje i to, że nadaje naturalności skórze + fakt, że można się przy niej zrelaksować.
Może kilka słów od producenta ---> KLIK
Produkt raczej dość znany i przez wielu polecany (przede wszystkim, przeznaczony dla osób z trądzikiem i przetłuszczającą się cerą, ja posiadam cerę mieszaną). Osobiście byłam bardzo pozytywnie do niego nastawiona i już pierwszego dnia, jak do mnie przyszedł, sprawdziłam jego "moce". Umyłam swoją twarz, nałożyłam maseczkę i czekałam ;) Starałam się przykryć nią nos wraz z zaczerwienionymi okolicami, czoło i brodę. Nie nakładałam go na policzki, które są w bardzo dobrej formie, po prostu, nie ma sensu jakoś ich obciążać zbędnymi produktami.
Producent poleca przytrzymać ją na twarzy około 15-20 minut. Tak właśnie zrobiłam. Już po 3 minutach czułam działanie mięty, w pierwszej chwili, przerażając się. Efekt ściągnięcia skóry był dość duży, tak samo jak zmrożenie jej, a maseczka zastygała, powoli wykruszając się z twarzy. Mimo to, zostawiłam ją przez tyle, ile jest polecane. Aplikacja jej była bardzo przyjemna, rozprowadza się genialnie, jest bardzo gładka oraz gęsta. Nie musimy nakładać zbyt grubej warstwy, a nie polecam nakładać warstwy cienkiej, bo według mnie, nie osiągniemy pożądanego efektu. Zmywała się równie dobrze, jak nakładała. Potrzebujemy wyłącznie ciepłej wody i swoich paluszków ;) Po zmyciu tego produktu, twarz osuszyłam ręcznikiem. Moje pierwsze wrażenie... już nie wspominając o pięknym zapachu, w którym się zakochałam (miętowy - który kojarzy mi się z miętowymi lodami i wakacjami, ahh..) skóra w okolicach nosa była mniej zaczerwieniona niż zwykle, za co przyznaję tej masce duzego plusa. Oprócz tego twarz była odświeżona i wyglądała naturalniej. Co okazało się później, kiedy użyłam jej kilka razy, że sprawia jedynie to... nie zapobiega powstawaniu nowych "niespodzianek", a te które występują na mojej twarzy, łagodzi w minimalnym stopniu... sprawia, że cera wokół nich nie jest zaczerwieniona.
Skóra po niej nie była i nie jest przesuszona, w żaden sposób.
Zakupiłam ją na Allegro (tam jest ogólnie dostępna) za około 20 zł.
Ogólnie rzecz biorąc, jest przeciętna. Oczywiście kocham ją za zapach, kolor, konsystencje i to, że nadaje naturalności skórze + fakt, że można się przy niej zrelaksować.
Wydaje mi się, że na innym typie cery, sprawdziłaby się lepiej, więc... jeżeli lubicie takie produkty (i ten zapach) polecam. A jeżeli będziecie tego samego zdania co ja, dajcie znać ;)
Napiszcie w komentarzu czy używaliście tej maseczki, jeśli tak, co o niej sądzicie, bądź... czy postanowicie ją wypróbować ? :)
Muszę podziękować za Wasze komentarze/opinie i obserwowanie mojego bloga :)
To niezwykle miłe :)
Dziękuję :*
Buziaki :*
Muszę podziękować za Wasze komentarze/opinie i obserwowanie mojego bloga :)
To niezwykle miłe :)
Dziękuję :*
Buziaki :*
Twoja recenzja przekonała mnie do kupna tej maseczki <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie i zachęcam do klikania w reklamy po prawej stronie bloga <3
...............................
http://dont--stop--believin.blogspot.com/
Bardzo się cieszę z tego powodu :)
UsuńOczywiście, wpadnę :)
Pozdrawiam :)
Nigdy nie używałam tej maseczki, chętnie spróbuję. Twoje recenzje są naprawdę godne pochwały ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Serdecznie dziękuję za taki, wspaniały komentarz :)
UsuńRównież pozdrawiam :)
Hmm nie kusi mnie na tyle żeby kupić już teraz ale hmmm może kiedyś się skuszę;)
OdpowiedzUsuńMoże warto spróbować ? ;)
Usuńświetna recenzja świetny blog maseczka nie do mojej cery ale jak pojawi się trądzik na pewno wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz :*
Usuń