niedziela, 26 lutego 2012

U Must Have This ! ♡♡♡

Według mnie, nazwa idealnie trafiona... MUSISZ TO MIEĆ ! Dla mnie, ten lakier to zdecydowany must have ! Baaardzo go lubię, wręcz kocham, aż zastanawiam się, czemu wcześniej nie pokazywałam Wam go :/
Bardzo podobna historia jak z  "maybellinowym" lakierkiem, wsadziłam go do pudełka i nawet nie pomyślałam, żeby wymalować nim pazurki. Ale, na szczęście, znów na nich zagościł :D
Nie jest skomplikowany. Błękitny lakier z kremowym wykończeniem. Fajny ! Lubię go na swoich paznokciach, jakoś ładnie się prezentuje. Zdecydowanie, kojarzy mi się z porą letnią (jak większość moich lakierów), ale co jest złego, w pomalowaniu nim paznokci w zimę ? ;)
Aplikacja ? Wspaniała... sprawny, elastyczny pędzelek. Z łatwością pomalowałam nim całą płytkę paznokcia. Nałożyłam 2 warstwy, lecz 1 też fajnie się prezentuje :)
Możecie go dostać we wszystkich, bądź większości, sklepach HM, za około 15 zł.
A na starcie mojego bloga robiłam recenzję tych lakierków... KLIK.
Polecam go ! :)


Zapraszam do komentowania i obserwowania
oraz
    dziękuję za to, że jesteście !
:*

Buziaki :*

środa, 22 lutego 2012

Bourjois - 19 Brique Secouriste

Bardzo okazyjnie używam szminek, szczególnie tych w kolorze czerwonym. Według mnie, nie prezentują się ładnie na moich ustach. Nie wyobrażam sobie, siebie w krwistoczerwonej pomadce, natomiast, u innych bardzo podoba mi się delikatny makijaż oka i akcent skierowany na usta.
Całkiem niedawno znalazłam tą szminkę na Allegro. Bourjois - 19 Brique Secouriste (pochodzi z serii DOCTEUR GLAMOUR) to ceglasta czerwień, mimo że w opakowaniu wygląda dość ciemno. Kolor przyjemny, lecz i tak sięgam po nią okazyjnie, polecam na większe wyjścia (w połączeniu z bezbarwnym błyszczykiem wygląda znakomicie). Jest kremowa, bez żadnych drobinek. Na ustach rozprowadza się w porządku, jest dość śliska. Utrzymuje się na nich przez 2 ewentualnie 3 godziny. Oczywiście, mojemu oku nie umknął negatywne strony kosmetyków. Szminka schodzi z ust, pozostawiając obwódkę wokoło nich. Bardzo nie lubię takiego efektu :(
Śliczne opakowanie ma :D Ta srebrna kuleczka na szczycie... ahhh <3 Za co daję plusa ? Za specyficzne kliknięcie opakowania podczas zamykania i otwierania. Słysząc ten dźwięk mam pewność, że dobrze zamknęłam szminkę.
Cena... bardzo taniusia, około 15 zł na Allegro (dostępne są inne kolory). Jest całkiem fajna, polecam ;)


(wygląd i opakowanie szminki)

(swatche)

Szczerze, nie wiem czy ten opis mogę nazwać recenzją :D
Raczej jest to prezentacja produktu z wtrąceniem kilka uwag na jego temat ;)

Dziękuję za wyrażanie swoich opinii/komentowanie/obserwowanie mojego bloga.

Buziaki :*

sobota, 18 lutego 2012

Manicure z Maybelline...

... czyli 446 na moich paznokciach.
Cieszę się, że mamy już sobotę. Ten tydzień był okropny. Cały czas miałam mętlik wokół siebie, nie wiedziałam za co się zabrać, a o ilości nauki już nie chcę wspominać. Na szczęście, ten tydzień to zamknięty rozdział w moim życiu i wczoraj zaczęłam weekend, a wraz z nim, pomalowałam paznokcie w ramach relaksu. Dobrze wiecie, że to mnie idealnie odpręża ;)
Tym razem, postawiłam na coś... jakby to ująć, interesującego ? Wybrałam to określenie z jednego powodu, zainteresował mnie :D Bardzo proste :D
W buteleczce wygląda niepozornie, zupełnie zwyczajnie. Sama nie wiem czemu go kupiłam, przecież na pierwszy rzut oka, to nic specjalnego. Widocznie miałam jakieś dobre przeczucia :D
Lakier z Maybelline w numerze 446, to brąz przełamany szarością z milionem drobinek , bardzo delikatnych. Zauważymy w nim te w kolorze niebieskim i różowym (niestety, na zdjęciu nie widać tego dokładnie), ale przy głębszym przyjrzeniu się, dostrzeżemy jeszcze srebrny pyłek. Bardzo trudny kolor do opisania, a ja właśnie takie lubię najbardziej :D
Aplikacja była bardzo przyjemna, dwie warstwy, zero smug i prześwitów.
Sama nie wiem, czemu wcześniej go nie używałam, jakoś zawieruszył mi się wśród innych lakierów i w ogóle o nim zapomniałam ! A teraz jestem w stu procentach pewna, że częściej będzie gościł na moich paznokciach. Bardzo polecam ! :)


Dużo zdjęć, zasłużył na to ;)

Napiszcie w komentarzu co sądzicie o lakierach z tej firmy, albo konkretnie o tym ;)
Dziękuję za komentarze/opinie/obserwowanie mojego bloga.

Buziaki :*

środa, 15 lutego 2012

Queen Helene - Mint Julep Masque - recenzja

Dziś troszkę z pielęgnacji. Przedstawiam Wam kosmetyk, który mogę nazwać "przeciętniakiem", czyli Mint Julep Masque z Queen Helen.
Może kilka słów od producenta ---> KLIK
Produkt raczej dość znany i przez wielu polecany (przede wszystkim, przeznaczony dla osób z trądzikiem i przetłuszczającą się cerą, ja posiadam cerę mieszaną). Osobiście byłam bardzo pozytywnie do niego nastawiona i już pierwszego dnia, jak do mnie przyszedł, sprawdziłam jego "moce". Umyłam swoją twarz, nałożyłam maseczkę i czekałam ;) Starałam się przykryć nią nos wraz z zaczerwienionymi okolicami, czoło i brodę. Nie nakładałam go na policzki, które są w bardzo dobrej formie, po prostu, nie ma sensu jakoś ich obciążać zbędnymi produktami.
Producent poleca przytrzymać ją na twarzy około 15-20 minut. Tak właśnie zrobiłam. Już po 3 minutach czułam działanie mięty, w pierwszej chwili, przerażając się. Efekt ściągnięcia skóry był dość duży, tak samo jak zmrożenie jej, a maseczka zastygała, powoli wykruszając się z twarzy. Mimo to, zostawiłam ją przez tyle, ile jest polecane. Aplikacja jej była bardzo przyjemna, rozprowadza się genialnie, jest bardzo gładka oraz gęsta. Nie musimy nakładać zbyt grubej warstwy, a nie polecam nakładać warstwy cienkiej, bo według mnie, nie osiągniemy pożądanego efektu. Zmywała się równie dobrze, jak nakładała. Potrzebujemy wyłącznie ciepłej wody i swoich paluszków ;) Po zmyciu tego produktu, twarz osuszyłam ręcznikiem. Moje pierwsze wrażenie... już nie wspominając o pięknym zapachu, w którym się zakochałam (miętowy - który kojarzy mi się z miętowymi lodami i wakacjami, ahh..) skóra w okolicach nosa była mniej zaczerwieniona niż zwykle, za co przyznaję tej masce duzego plusa. Oprócz tego twarz była odświeżona i wyglądała naturalniej. Co okazało się później, kiedy użyłam jej kilka razy, że sprawia jedynie to... nie zapobiega powstawaniu nowych "niespodzianek", a te które występują na mojej twarzy, łagodzi w minimalnym stopniu... sprawia, że cera wokół nich nie jest zaczerwieniona.
Skóra po niej nie była i nie jest przesuszona, w żaden sposób.
Zakupiłam ją na Allegro (tam jest ogólnie dostępna) za około 20 zł.

Ogólnie rzecz biorąc, jest przeciętna. Oczywiście kocham ją za zapach, kolor, konsystencje i to, że nadaje naturalności skórze + fakt, że można się przy niej zrelaksować.
Wydaje mi się, że na innym typie cery, sprawdziłaby się lepiej, więc... jeżeli lubicie takie produkty (i ten zapach) polecam. A jeżeli będziecie tego samego zdania co ja, dajcie znać ;)




Napiszcie w komentarzu czy używaliście tej maseczki, jeśli tak, co o niej sądzicie, bądź... czy postanowicie ją wypróbować ? :)
Muszę podziękować za Wasze komentarze/opinie i obserwowanie mojego bloga :)
To niezwykle miłe :)
Dziękuję :*

Buziaki :*

niedziela, 12 lutego 2012

False Lash Effect Mascara - MAX FACTOR

Maskara to rzecz, którą ubóstwiam i jeżeli miałabym wybrać jeden kosmetyk, bez którego nie ruszę się z domu, zdecydowanie, bez żadnego cienia wątpliwości, wybrałabym ten produkt. Używałam już wielu tuszy do rzęs, z przeróżnych firm... począwszy od czegoś taniego, typu Essence, czy Wibo, skończywszy na tuszach z Chanel i próbce maskary z Estee Lauder. Już byłam gotowa do zakupy pełnowymiarowego opakowania maskary z Estee Lauder (Sumptuous Mascara), ale przez przypadek trafiłam na tego cudaczka z Max Factor (dokładna nazwa to False Lash Effect, Full Lashes, Natural Look Mascara, kolor DEEP BLUE). Przeglądając oferty internetowych sprzedawców (Allegro), natrafiłam na ten kosmetyk. Przede wszystkim, w oczy rzucił mi się kolor - ni to granat, ni błękit. Powiedziałabym, że ten kolor śmiało możemy nazwać KOBALTOWYM. Uwielbiam go, dlatego po niedługim zastanawianiu się nacisnęłam "Kup Teraz". Czasem przydałoby się zabrać mi Internet :D Im więcej z niego korzystam (szczególnie siedząc w sklepach online) tym bardziej mój portfel staje się szczuplejszy. Mniejsza z tym... wracajmy do recenzji produktu ;)
Tak jak wyżej wspomniałam, tusz zamówiłam na Allegro za około 30 zł, co uważam, że jest wielką okazją, natomiast producent podaje oryginalną cenę w wysokości 60 zł ! + polecam szukać cenowych okazji (np. na Allegro), nie kupujcie jej w drogeriach, za tak ogromną kwotę, jak 60 zł.
Paczuszka przyszła do mnie już po kliku dniach, a w niej, jakieś mniej istotne rzeczy i maskara.
Po otworzeniu jej, można tak to ująć, przeraziłam się szczoteczki, która jest dość sporych rozmiarów, a co za tym idzie, bałam się, że jest zbyt duża jak na moje, króciutkie rzęsy. Oprócz tego, kolor na żywo jest jeszcze bardziej intensywny i piękniejszy, niż na zdjęciach, w cieniu wgl nie zauważalny jest niebieski pigment (wygląda na czarny), lecz w słońcu możemy dostrzec jego prawdziwą barwę.
A teraz kilka słów o tym jak się sprawdza... aplikacja sylikonową szczoteczką jest bardzo przyjemna, lecz mam niewielki problem z dokładnym rozprowadzeniem tuszu na krótkich włoskach, tuż przy samym, wewnętrznym kąciku oka, więc pokrywam ich same końcówki, lecz nie jest to coś, czego nie mogę przeżyć ;) Rzęsy pomalowane są w miarę równomiernie. Zdecydowanie wyglądają na dłuższe, lecz nie powiedziałabym, że gęstsze.
Za co przede wszystkim kocham tą maskarę ? Za trwałość... pozostaje nienaruszona przez kilkanaście godzin, nie wykruszając się, mimo tego, że czasem zdarza mi się pocierać oczy palcami (staram się tego oduczyć, ale jakos mi nie wychodzi :(. ) Testuję ją już około 1,5 miesiąca i znalazłam też minusa, w zasadzie, nie do końca... sama nie wiem czy to zdarzyło się naprawdę, albo ja sobie coś wymyśliłam. Zmienił się zapach maskary, na bardziej chemiczny/toksyczny. Przypomina mi zapach mokrego cementu. Możliwe, że stałam się bardziej wyczulona, a ten zapach był od samego początku i mi w ogóle nie przeszkadzał. Oprócz tego, po upływie miesiąca od kiedy zaczęłam jej używać, zauważyłam małe grudki na rzęsach, być może, nakładałam jej za dużo. Widzicie, tak ją kocham, że nie dopuszczam do siebie myśli, że coś się może w niej zmieniać, na negatyw :D
Czy polecam ? Oczywiście... jest jedną z lepszych maskar, jakich kiedykolwiek używałam.
Czy kupię ponownie ? Bardzo możliwe, ale chyba w innym kolorze, bardziej uniwersalnym ;)

Ogólne informacje
- pojemność : 13.1 ml
- dostępność : sklepy internetowe, przypuszczam, że niektóre drogerie np. Rossman
- należy zużyć po 6 miesiącach od otwarcia
- czarne, plastikowe opakowanie, sylikonowa szczoteczka
- więcej inf. znajdziecie tu : Informacje od producenta

 Moja ocena
Cena (60 zł) - 2/10
Kolor (z tego co się dowiedziałam, dostępne są jeszcze inne kolory np. czarny, brązowy) - 9/10
Opakowanie/szczoteczka - 8/10
Spełnianie swojego zadania (wydłużanie, podkręcanie, zagęszczanie rzęs) - 7/10
Trwałość - 10/10

Razem - 36/50

Gdyby nie ta okropna cena, ogólna ocena produktu byłaby znacznie wyższa ;)


(opakowanie/aplikator maskary)
przepraszam na drugim zdjęciu, za uszkodzony paznokieć
ale niechcący złamałam go w trakcie robienia zdjęć i zapomniałam
go wyrównać, ale na obecną chwilę, jest już w lepszym stanie


 (przed)

(po)


Napiszcie w komentarzu co sądzicie o tej maskarze, lub, czy kupicie ją ? ;)
Dziękuję za Wasze opinie :)

Buziaki :*

czwartek, 9 lutego 2012

Turkusowy manicure :)

Jak wiecie, jestem ogromną fanką manicuru (+ zapuściłam pazurki, zobaczcie jakie są długie. Bardzo się z tego powodu cieszę i może zrobię notkę o mojej pielęgnacji ich) i nigdy nie pogardzę kolorem na moich paznokciach.
Tym razem postawiłam na coś, dość mocnego. Teal Blue, to przepiękny turkusowy kolor. W połączeniu z 02 Circus Confetti z Essence, wygląda jeszcze lepiej. Postanowiłam, że lakierem ze specjalnym efektem, pomaluję tylko jednego paznokcia, co wynika, jedynie z mojego lenistwa. Przeraziła mnie wizja męczenia się z każdym pazurkiem, zmywając tą paskudę (oczywiście, nie paskudnego ze względu na wygląd, lecz problemy z pozbyciem się go ;))
Ten mani miałam około 3 dni... paznokcie były praktycznie nienaruszone. Za to oczywiście plusik ;)
Użyłam normalnej bazy oraz top coat'u :)
Oczywiście, polecam te lakiery, bardzo je lubię, praktycznie za wszystko ! A lakier z dużą ilością płatków brokatu z Essence, możemy mieszać z różnymi kolorami innych lakierów ;) Równie świetnie będzie wyglądał z różem, fioletem i złotem ;)

Więcej informacji znajdziecie tu:
Recenzja lakierów firmy e.l.f + trochę informacji o lakierach Essnece.



Jeżeli podoba Wam się mój manicure, bądź wypróbujecie go na sobie (może z innym lakierem w połączeniem z brokacikiem z Essence), zapraszam do komentowania oraz obserwowania :)

Buziaki :*

niedziela, 5 lutego 2012

Coś na usta...

Nie jestem ogromną fanką produktów do ust, ale czasami, mam ochotę zabawić się kolorem i coś na nie nałożyć :)
Te produkty pokazywałam w letnich zakupach, natomiast dziś, przyszła pora na ich recenzje.

Pierwszy z nich to
Essence - Stay with me - longlasting lipgloss. Błyszczyk, który zdecydowanie zauroczył mnie swoim, soczystym, pięknym kolorem (03 CANDY BAR).
Przede wszystkim, dostępnych jest, wiele kolorów (od kolorów nude, po wyraziste róże i fiolety), dzięki czemu, możemy wybrać coś idealnego dla siebie.
Jeżeli chodzi o trwałość... utrzymują się dość długo, ze względu na swoją konsystencje - gęstą oraz klejącą. Kolor schodzi z ust równomiernie i nie zbiera się w tzw. zmarszczkach na naszych wargach.
Oczywiście pięknie pachnie... uwielbiam zapachy błyszczyków Essence.
Bardzo Was przepraszam, ale nie byłam w stanie zrobić zdjęcia aplikatora, który posiada ten produkt, mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Czy znalazłam jakieś minusy w tym produkcie ? Raczej nie
, oprócz rzeczy której nienawidzę, czyli przyklejania się włosów do moich ust...grrrr. :(
Mimo to, polecam, jeżeli lubicie tego typu błyszczyki. :)


Ogólnie informacje :
Pojemność - 4 ml
Należy zużyć wciągu 12 miesięcy od otwarcia
Dostępność - Drogerie Natura + niektóre, większe Rossmany
Cena - około 9 zł
Ocena - 9/10


(Essence - Stay with me - longlasting lipgloss)
03 CANDY BAR
  
Soft Mat Lipcream to chyba kultowy produkt firmy MANHATTAN. Większość bloggerek miała z nim kontakt i wypowiada się na jego temat pozytywnie. Ja też dołączam się do tego grona.
Mimo, że nie lubię matu na swoich ustach, ten produkt, matowy właśnie, nie przeszkadza mi w jakimś, większym stopniu. Jego plusy... przepiękny zapach, wydaje mi się, że wyczuwam wanilię ;) Następna rzecz, kolor (53 M - bardzo podobny do koloru błyszczyka, pokazanego wyżej) oraz trwałość. Na ustach utrzymuje się około 3-4 godzin, lecz... zbiera się w kącikach ust i rowkach. Bardzo tego nie lubię. Oprócz tej barwy, znajdziemy jeszcze kilka innych. Widziałam jasne róże, bardziej soczyste kolory i beże, jeden nawet sama posiadam KLIK ;)
Niestety, ale przy tym produkcie, znalazłam wadę, strasznie wysusza moje usta ! Musiałam nakładać pod niego balsam, mocno nawilżający. + wygląda bardzo nieładnie, gdy na ustach mamy skórki... polecam (przed nałożeniem go) zrobić cukrowy peeling na usta :)

Ogólnie informacje :
Pojemność - 6,5 ml
Należy zużyć wciągu 24 miesięcy od otwarcia
Dostępność - Drogerie Natura + niektóre, większe Rossmany
Cena - około 15 zł
Ocena - 8/10


(MANHATTAN - Soft Mat Lipcream)
53M



































Na koniec, produkty pokazane na ustach :)

(Produkty na ustach)





































 Uff... to chyba wszystko na temat tych, dwóch produktów ;)
Napiszcie w komentarzu co o nic sądzicie, czy używaliście ich, a może, zachęciłam Was do ich kupna ?
Dziękuję Wam pięknie.

Buziaki :*

+ taka mała ciekawostka... przed sekundą zauważyłam, że jest już ponad 8000 wejść !
Dziękuję Kochani :*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...